niedziela, 18 sierpnia 2013

Obiecałam legendę, a więc czas na morskie opowieści.

Od momentu, gdy jakiś czas temu przeczytałam przepiękną powieść pt. "Mgły Avalonu" Marion Bradley, a następnie zanurzyłam się w świat Białej Bogini Roberta Graves'a, mam wrażenie, że wszędzie widzę elementy zapomnianego kultu, w którym wszechobecne niegdyś kapłanki Bogini otaczano czcią. Nie była to pierwsza książka, która wskazała mi na ten właśnie brakujący element dziejów ludzkości, ale pierwsza, która uczyniła to tak spójnie i przekonująco, zbierając wszystkie porozrzucane okruchy w jedną całość. Oczywiście "Mgły Avalonu" nie są książką naukową; to wyłącznie fascynująca fabuła oparta o legendę i kilka potwierdzonych historycznie faktów. Jednak mam wrażenie, że powieść "przyszła" do mnie w odpowiednim momencie, a wszystko, co zebrałam potem było już wręcz lawiną obrazów i tekstów. 
Odczucia, o których wspominam, naszły mnie również, gdy na nadmorskim deptaku, czytałam legendę o Juracie. Królowa Bałtyku Jurata jest bohaterką wielu morskich opowieści - jest zarówno wrażliwa, łagodna i mądra, jak i kapryśna, zazdrosna i porywcza. Wypisz wymaluj przypomina boginie z greckich mitów, nieprawdaż? Zapominamy, że i Słowianie mieli swoich kapryśnych bogów i boginie. Oceńcie zresztą sami, czy opowieść ta nie nawiązuje do czasów, w których matriarchalne wspólnoty traktowano z należytym szacunkiem? 

Zapraszam do krainy baśni i legend ;)

_____________________________________________________________

LEGENDA O JURACIE

Od dawien dawna prowadził przez ziemię polską handlowy szlak zwany ,,bursztynowym". W pierwszych wiekach naszej ery przybywali tu kupcy rzymscy po bursztyn, zwany wówczas jantarem, który często ceniony był wyżej niż złoto. Jeszcze przed panowaniem księcia Mieszka I i jego syna króla Bolesława Chrobrego zaczęli przyjeżdżać kupcy z Dalekiego Wschodu. Od XV w. zasłynęły w ówczesnym świecie gdańskie wyroby z bursztynu.
Przez długie wieki wspomagał on rybaków w latach „chudych", kiedy sieci bywały puste, a szalejące wichry zalewały brzegi, niszcząc łodzie i sieci, a czasem i niejedną rybacką checz. Zbierane wtedy okruchy tego złocistego morskiego kamienia, wyrzucanego przez fale z dna Bałtyku, znajdowały chętnych nabywców, jednych bogacąc, ratując innych od widma głodu. Ale ludność nie wiedziała, skąd się ,,to cudo" bierze. Wierzono, że dzieje się to za sprawą walki dobrych duchów ze złymi. I tak powstała baśń o pięknej Juracie i zemście boga Perkuna. 


Na dnie Bałtyku, w okolicach dzisiejszego Półwyspu Helskiego, miała swój piękny złocisty pałac królowa boginek morskich Jurata. Była to dobra królowa. Nie pozwalała boginkom swawolnymi psotami wyrządzać żadnej szkody rybakom. Choć pracowali ciężko, byli biedni, połowy mieli skromne i głód często zaglądał do ich checzy. A były one nędzne, bez okien, okopcone dymem wydobywającym się przez dziurę w dachu z tlącego się dzień i noc ogniska. 
Pewnego razu królowa zapragnęła pokazać swoim dworkom ciężką pracę rybaków. Opuściła więc swój wspaniały zamek i ukryła się z nimi w kępie nadmorskich krzewów w pobliżu miejsca, skąd zwykle wyruszali na połów.
— Spójrzcie — rzekła — przed rozpoczęciem połowu składają bogom ofiarę. Sami nie są syci. a jednak każdy z nich choć po najmniejszym kawałeczku podpłomyka rzuca do morza na przebłaganie bogów za popełnione winy i z prośbą o obfity połów. Czyż nie są to dobrzy ludzie?
— To może im pomożemy? — zapytała najmłodsza boginka. 
— Ależ tak, tak — zakrzyknęły pozostałe. — Trzeba im pomóc. Ty, o pani — zwróciły się do Juraty — jesteś królową, masz moc czarnoksięską, spełnimy wszystkie twoje rozkazy. 
Uśmiechnęła się piękna Jurata i rzekła:
— Zaczarujemy bezmyślne wichry, które burzą toń morza i zatapiają łodzie. Każda z was wypłynie na powierzchnię wody i będzie śpiewać pieśni o miłości. Wichry, wsłuchując się w nie, polecą za wami, a wy popłyniecie daleko od miejsca, w którym rybacy będą łowić ryby. 
Dziwili się później rybacy, że złagodniały fale, nie szarpią już i nie wywracają ich skromnych maleńkich łodzi, sieci są ciężkie od ryb i nikt już nie wraca z pustymi rękami do checzy. Co silniejsi i młodsi łowili nawet we dnie i w nocy. A kobiety płatały dorsze, śledzie i flądry, suszyły je w słońcu, wędziły lub soliły na zapas w przepaścistych i do tej pory pustych beczkach.
— Posłuchajcie mnie, ojcowie — powiedział jednego razu najmłodszy, ale mądry i pracowity rybak zwany Tosiem. — To nie są zwyczajne połowy, ktoś nam pomaga. Ale kto?
— Rację ma — odrzekli starsi — może to rusałki, a może jakieś dobre bóstwo Morza? 
— Boginek i rusałek się wam zachciało — zajazgotały białki — my już wam nie wystarczamy, co? 
— Głupie — ofuknął je stary Ksander. — Macie syte brzuchy, to się już wam w tych owczych łbach poprzewracało. Trzeba coś postanowić... Rozpalmy święty ogień na brzegu przy pełni księżyca, a jako ofiarę nieznanym mocom niechaj każdy rzuci nań najtłuściejszą rybę z ostatniego połowu. Jeśli ofiara zostanie przyjęta, ogień buchnie ku niebu, przecie ktoś się pojawi. Ino się nie strachajcie. Będziemy śpiewali stare święte pieśni — nie stanie się nam krzywda. Drzewiej, za moich dziecinnych lat, taki był zwyczaj. 

Autor zdjęcia: Waldemar Książkiewicz

Rybacy zrobili dokładnie tak, jak poradził im stary Ksander. Kiedy ogromny rumiany słoneczny podpłomyk pogrążył się w falach morza, a na jego miejsce powoli wytaczał się pyzaty roześmiany księżyc, rozpalili przygotowane ognisko. I choć ufali starcowi, serca ich biły niespokojnie. A nuż się dobre bóstwo obrazi? Z wielką żarliwością, wzbudzając w sobie wiarę i nadzieję, rozpoczęli błagalne śpiewy.
W pewnej chwili rozwarły się fale morza i wynurzyła się z nich młoda, nadzwyczajnej urody dziewczyna. Zamilkli, trochę zdziwieni, trochę przestraszeni. Stali niepewni, nie wiedząc, co teraz będzie z nimi.
— Nie lękajcie się — ozwała się ona melodyjnym głosem. — Jestem królową tej wody. Na jej dnie mam pałac i wiele wiernych boginek. Odkąd tu zamieszkałam, poznałam waszą ciężką pracę i mizerne życie. Przekonałam się, że jesteście ludem uczciwym. I dlatego postanowiłam wam pomóc. Niczego w zamian nie żądam.
Dookoła ogniska przez dłuższą chwilę panowała cisza. Nagle z tłumu wysunął się młody piękny rybak Toś i patrząc śmiało na królową postąpił ku niej kilka kroków. Pokłonił się nisko i rzekł:
— Miłościwa pani, nawet nie znamy waszego imienia, a chciałbym ułożyć pieśń na waszą cześć. Jako podziękowanie będziemy ją śpiewać przed każdym wypłynięciem na połów.
Podobała się królowej odwaga rybaka, odparła więc łaskawie:
— Zwą mnie Jurata albo Bursztynka. Tobie zaś dziękuję za dobre chęci. Z przyjemnością będę słuchała tej pieśni — i uśmiechnęła się" tak słodko, że aż rybakowi zabiło gwałtownie serce.
Połowy nadal były obfite, a rybacy składali królowej swoje skromne dary i śpiewali pieśń, którą ułożył młody rybak. Wnet zrozumieli, że zakochał się w niej bez pamięci. Ale nie bali się o jego los, bo wiedzieli, że Jurata ma dobre serce.


Rybacy nie spodziewali się, że pieśń tę usłyszy nie tylko Jurata, ale i Perkun, potężny bóg Morza i Ziemi. Postanowił on przekonać się, czy rzeczywiście Jurata jest tak piękna, jak śpiewają rybacy. Kiedy przybył do podwodnego pałacu, zakochał się w Juracie od pierwszego wejrzenia.
— Jurato! — zawołał — jak to się stało, że do tej pory ciebie nie widziałem? Nie spotkałem nigdzie?
— Nie interesowałeś się, panie, biednymi — odrzekła śmiało królowa. — Gdybyś postąpił tak jak ja, śpiewaliby i o tobie. 
— Nie potrzebuję ich śpiewu — odparł dumnie. — Pragnę ciebie. Jestem bogiem i mam władzę nad całą ziemią. 
— Właśnie — odparła — żądza władzy przesłoniła ci dobro tego ludu. Ale ja — nie pokocham ciebie, panie. Moje serce należy do młodego rybaka i tylko jego poślubię. 
— Szalona! — krzyknął rozgniewany Perkun. — Zastanów się! Daję ci pięć dni do namysłu. Jeśli odmówisz, moja zemsta spadnie na ciebie, na rybaka i jego ziomków. — To powiedziawszy odpłynął wśród wzburzonych fal. 
Młody rybak także pokochał gorąco królową, ale nie śmiał jej wyznać swego uczucia, zresztą od owego wieczoru nigdy już jej nie spotkał, chociaż codziennie śpiewał swoją pieśń, pełną miłości i tęsknoty. Ale oto pewnego razu, wracając samotnie z połowu, ujrzał Juratę siedzącą przy dogasającym ognisku na morskim brzegu. Serce zabiło mu gwałtownie i nie mógł opanować drżenia rąk, gdy wyciągał łódkę na piasek.
— Czego się lękasz? — zapytała królowa — miłości? To najpiękniejsze uczucie. Ja też cię pokochałam od pierwszego spotkania. Czy poszedłbyś ze mną do pałacu? A może masz rodzinę? Żonę? Matkę?
— Nie, pani — wyjąkał Toś — jestem samotny, całkiem samotny... 
— Nie jesteś już samotny, masz mnie. Ale śpieszmy się! Zostaw sieci i łódź na brzegu. Bóg Perkun dał mi tylko pięć dni do namysłu. Czy zechcesz je spędzić ze mną? 
— O, moja ukochana królowo! Tak! Tak! — zawołał rybak. 
— Ale pamiętaj, że po upływie tego czasu oboje zginiemy. 
— Niech się tak stanie! 
Wtedy Jurata objęła go za szyję i pierwsza złożyła pocałunek na jego ustach. I popłynęli do cudownego jantarowego pałacu na dnie Bałtyku. 

Autor: Yaroslav Gerzedovich "Sea Queen and Sailor"

Królowa opowiedziała boginkom o rozmowie z bogiem Perkunem i o swoim postanowieniu. Każda z nich, gdy zechce, może opuścić pałac, te, które pozostaną — zginą wraz z nią. Zdecydowały, że zostaną wszystkie. 
Perkun po upływie pięciu dni dowiedział się całej prawdy o królowej i młodym rybaku i wówczas uderzył potężnym piorunem w podwodny pałac Juraty. Zginęła Jurata, zginął młody rybak i wszystkie boginki morskie. Cały pałac, zbudowany ze złocistego kamienia, rozsypał się w gruzy. Woda wzburzona wściekłością Perkuna wyrzucała jego okruchy na morski brzeg.
Zdziwieni i przerażeni rybacy nieprędko odkryli prawdę. A kiedy zrozumieli, że oto ich ukochana opiekunka i mądry młody rybak zginęli, aby swoją śmiercią zapewnić im życie - z wdzięczności nazwali swoją osadę - Jurata, a złocisty kamień - bursztynem. 

Autor zdjęcia: kasiafo


11 komentarzy:

  1. Piękne dzięki za to przypomnienie! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo :) Cieszę się, że jest więcej miłośników morskich legend :) Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Lubie legendy dziękuje za ta ,a moze inne morskie opowiesci bedzie ciag dalszy??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam blog www.wszechocean.blogspot.com - morskie opowieści i nie tylko... :)

      Usuń
    2. Ewcia: zawsze kochałam baśnie i legendy, ale romantyczna forma literacka nie jest już dla mnie celem samym w sobie. Bardziej interesuje mnie to, jak dana legenda powstawała i gdzie doszukiwać się jej źródeł. Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz :)

      Usuń
    3. R.K.L.: doceniam Twoje poczucie humoru :)) Czasem zdarza mi się czytać Twoje "morskie opowieści" ;) Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Kłaniam się.

    Dziękuję Ci za piękną legendę o Juracie.

    Przeczytałem ją głośno małemu smykowi, który słuchał z wielką uwagą, co mnie nieco zdziwiło, ponieważ nie należny on do "dobrze ułożonych". Z jego strony nie obyło się bez dodatkowych pytań, które wprowadziły mnie w zakłopotanie. Musiałem kilka razy wracać do tekstu, by go wspólnie z nim analizować. Jak nietrudno domyśleć się, ten Smyk to zodiakalny Bliźniak. Oj, w szkole belfrowie będą z nim mieli dużo problemów.

    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj !
      Przepraszam, za poślizgi w odpowiedzi, ale mimo wakacji, codzienność wcale nie jest wakacyjnie leniwa niestety ;)
      Bardzo się cieszę, że dzieciaki potrafią wpleść zainteresowanie legendami gdzieś tam pomiędzy Ben-10 i Scooby Doo ;) Myślę, że to bardzo dobrze, że jest taki wnikliwy. Oby tylko szkoła nie zdołała w nim tego zgasić ;)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Dopiero dzisiaj do Ciebie zaglądam, ale nie z mojej winy. Większość blogów nie wyświetla się prawidłowo na moim podglądzie, tak że widzę przeważnie notki o tygodnie lub niekiedy miesiące wstecz. Piękna ta opowieść o Juracie. Nie znałam jej a zatem serdecznie dziękuję, że podzieliłaś się nią z Nami. O dawnych Słowianach i ich wierzeniach wiem najmniej spośród różnych mitologii świata. Przykre, żenujące, ale prawdziwe, niestety.
    Wspomniałaś o Mgłach Avalonu, to także moja ulubiona pozycja. Jej klimat jest niezwykły, bardzo wciągający, kultura celtycka jest mi bliska od lat. Przykre jednak, że współczesny Albion tak nisko upadł. Graves pomógł mi zrozumieć na czym polega wielkie Kłamstwo molochów monoteistycznych, tych wszystkich wynaturzonych patriarchalizmów, w których kobieta to śmieć, co najwyżej jako usłużna krowa do dojenia i rodzenia dzieci, gdzie czczi się śmierć i wiarę w piekielne czeluście, choć zarazem, ten sam wściekły bożek miłuje ponoć wszystkich bez wyjątku. Wiele zła wydarzyło się w imię judeo-chrześcijaństwa i pseudo-religii islamu przez ost. 2 tyś. lat. Kiedy zna się wnioski Gravesa, nagle odpowiedź na pytanie: Dlaczego?, staje się taka banalna.
    Ja też wszędzie wokół widzę echo dawnej wiary, dawnego kultu. Są na tym świecie siły, które próbują nawiązywać do matriarchatu, ale bez względu jak mocno ubierają się w symbole Trój-Bogini, czegoś im brakuje. Ale to tylko moja opinia, jako zdeklarowanego agnostyka.

    Raz jeszcze dziękuję za b. ciekawy post. Pozdrawiam cieplutko, brzózko! ;) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eeeech, jak widzisz przysnęłam ostatnio na łamach bloga ;) pochłonęła mnie codzienność, a w wolnych chwilach, książka, o której wspomniałam w nowym poście. Dopiero dziś pisząc nowy post, zauważyłam Twój komentarz.
      Doskonale rozumiem i czuję to co napisałaś - nie będzie harmonii, tam gdzie brakuje przeciwwagi. Sam kult maryjny w katolicyzmie nie jest wystarczający. Obserwując sam tylko nasz kraj, można powiedzieć, ze pozbawiając go słowiańskich korzeni i nazywając je pogardliwie pogańskimi, zrobiono nam wielką krzywdę.
      Muszę ci jednak powiedzieć, że za czasów peerelu, znacznie częściej można było się natknąć na słowiańskie legendy, niż teraz... naprawdę mocno nam zakodowano, ze nie mamy się czym chwalić. Smutne to...

      Usuń