piątek, 25 kwietnia 2014

O tym, czego nas nie uczą w szkole o Słowianach

Ciężko jest zabrać się do tego posta, zwłaszcza po tak długim milczeniu. Przede wszystkim jednak dlatego, że nie bardzo wiem od czego zacząć, a opisać to wszystko co pochłonęło mnie ostatnimi czasy i co obudziło we mnie nuty znane a dotychczas uśpione - zwyczajnie nie sposób. Jedno jest pewne - im dalej się szuka, tym bliżej się znajduje... 

Nawet jeśli wiecie o historii Polski bardzo mało, to z całą pewnością wiecie przynajmniej tyle, że po II Wojnie Światowej, nasza zachodnia granica znalazła się na Odrze i Nysie Łużyckiej, a cała komunistyczna propaganda skupiła się na podkreślaniu polskości Szczecina, Wolina, Kołobrzegu czy Wrocławia. Tak zwane Ziemie Odzyskane stanęły otworem dla tych, których miasta i wsie rodzinne nagle znalazły się w granicach Związku Radzieckiego. Mimo tego jednak, że od II Wojny Światowej minęło prawie 70 lat, to ci, którzy na tych ziemiach mieszkają, ciągle czują się tak jakby czas świetności tych ziem skończył się w momencie gdy wypędzono z nich Niemców. Oglądamy stare, przedwojenne widokówki i porównujemy, jak zmieniły się na przestrzeni lat miasta, wsie i miasteczka, w których mieszkamy, a w których jeszcze 80 lat temu mieszkali Niemcy. Do dziś wielu szczecinian, wzrusza pogardliwie ramionami, gdy mówi się o polskości Szczecina.  

Czego więc zabrakło w całym systemie edukacyjno-propagandowym, że wielu z nas, poza zasłyszanymi gdzieś, luźnymi informacjami, nie uświadamia sobie, że tereny aż po Łabę zajmowali Słowianie. Dlaczego myśląc o czasach Mieszka I nie uzmysławiamy sobie tych faktów? Pewnie dlatego, że cały czas tkwimy w granicach wyznaczanych przez państwa a nie narody. A tymczasem sami zobaczcie na mapie niżej, dokąd przeszło 1000 lat temu sięgali Słowianie. Związek Wielecki obejmuje nieistniejący jeszcze Berlin, a Obodrzyci i Wagrowie sięgają aż Półwyspu Jutlandzkiego. Wierzyć się nie chce, prawda ? Zresztą... kto z nas, kończąc szkołę słyszał cokolwiek o Wieletach, Redarach, Ranach, Arkonie...? W szkołach nie uczą historii; uczą historii państwowości - czy uświadomienie sobie tego nie jest dla was przerażające...? 



Słowianie tymczasem nie tworzyli państw, dlatego ich/nasze dzieje znamy dopiero od 966r. - daty, która dla tych terenów nie była żadnym błogosławieństwem. Przyniosła bowiem jarzmo niechcianej religii. Chrzest Polski, to pierwsza data z dziejów Polski, o jakiej uczymy się w szkolnych podręcznikach - przed nią jakby nic na tych terenach nie istniało. Jak to się stało, że z początkiem n.e. Cesarstwo Rzymskie ruszyło na Wyspy Brytyjskiej, a nie połakomiło się na dużo żyźniejsze i bardziej przyjazne klimatem ziemie leżące nad Bałtykiem? Dziwne prawda? A czy nie jest równie dziwne, że tak ogromny teren nie ma udokumentowanej swojej historii sięgającej poza 966 rok ? Wiele jest takich znaków zapytania, gdy zaczyna się studiować tę tematykę. Dlatego dziś, po tej długiej przerwie, zamiast opowieści o tajemnicach odległych czasów i miejsc, przypomnę lub przedstawię wam historię stosunkowo niedawną, a jednak mało znaną. 


"Księstwo polańskie, a jak w mowie potocznej coraz częściej powiadano: polskie, ograniczała od północy rzeka Noteć, od wschodu Prusowie i Jadźwingi, od południa kraj Wiślan i Śląsk, od zachodu, Wieleci i Łużyczanie. Na tym obszarze leżały ziemie Polan (właściwa kolebka państwa, zwana później Wielkopolską), Kujawian, Łęczycan, Mazowszan. Rządzili tym państwem od wieku książęta mówiący o sobie, że pochodzą z rodu kołodzieja Piasta. Obecnie panował tam Mieszko, rozumny, przewidujący i zachłanny książę. Posiadał świetną drużynę bojową, trzy tysiące wojów. Żupy i grody dostarczały naznaczonej liczby tarczowników i czeladzi. Z taką siłą nie obawiał się nikogo. Budował warowne grody. Kupcy arabscy i greccy, wędrujący dawnym rzymskim szlakiem przez Bramę Morawską na Kalisz, po bursztyn, płaty lniane, miód lub na północ po futra, opowiadali z uznaniem o potędze Mieszki i nazywali go „królem północy". Żyd hiszpański z Tortosy, Ibrahim ibn Jakub pozostawił opis zamożnej Polski Mieszkowej (...)" [Troja Północy, Zofia Kossak, Zygmunt Szatkowski, wyd. 1960r. str.53-54]
Świątynia Radogosta - Wsiewołod Iwanow
„Słowianie są skorzy do zaczepki i gwałtowni, i gdyby nie ich niezgoda wywołana mnogością szczepów, żaden lud nie zdołałby im sprostać w sile. Zamieszkują oni krainy najbogatsze w plony i najzasobniejsze w środki żywności. Oddają się ze szczególną gorliwością rolnictwu... w czym przewyższają wszystkie ludy Północy. Handel ich dociera lądem i morzem do Rusów i do Konstantynopola... We wszystkich krajach Północy głód nie powstaje wskutek braku opadów i długotrwałej suszy, lecz z powodu częstych deszczów i nagromadzenia wody gruntowej. Suszy nie boją się wcale, a to z powodu wilgotności ich krajów i wielkiego zimna. Sieją w dwóch porach roku, późnym latem i na wiosnę, i zbierają dwa zbiory [więc trójpolówka?]. Najwięcej sieją prosa. Zimno jest dla nich zdrowe, nawet gdy jest bardzo wielkie, a gorąco zgubne... Unikają spożywania kurcząt... jedzą natomiast mięso krowie i gęsie, bo im to służy. Ubierają się w szaty przestronne, tylko przy napięstku obcisłe... Większość ich sadów to jabłonie, grusze i brzoskwinie. W nich żyje dziwny ptak o ciemnozielonawym odcieniu, który powtarza głosy ludzi i nazywa się po słowiańsku sb'a [szpak]. I żyje w nich kura dzika, która się zowie po słowiańsku tietra [cietrzew] o smacznym mięsie... Ich wino i napoje upajające to miód... Kraje Słowian są najzimniejsze ze wszystkich krajów. Najtęższy mróz bywa u nich, gdy noce są księżycowe, a dnie pogodne. Ziemia wtedy kamienieje i marzną wszelkie płyny".  [Ibrahim ibn Jakub, Relacja z podróży do krajów słowiańskich]
"Na zachód od tego miasta mieszka pewien szczep należący do Słowian, zwany ludem Welteba [Weleci]. (...) Posiadają oni potężne miasto nad Oceanem [Bałtykiem], mające dwanaście bram. Ma ono przystań, do której używają przepołowionych pani. Wojują oni z Mieszkiem, a ich siła bojowa jest wielka. Nie mają króla i nie dają się prowadzić jednemu władcy, a sprawującymi władzę wśród nich są ich starsi." [Ibrahim ibn Jakub, Relacja z podróży do krajów słowiańskich]
"Jest w kraju Redarów pewien gród o trójkątnym kształcie i trzech bramach doń wiodących, zwany Radogoszcz, który otacza zewsząd wielka puszcza, ręką tubylców nietknięta i jako świętość czczona. Dwie bramy tego grodu stoją otworem dla wszystkich wchodzących, trzecia, od strony wschodniej, jest najmniejsza i wychodzi na ścieżkę, która prowadzi do położonego obok i strasznie wyglądającego jeziora. W grodzie znajduje się tylko jedna świątynia, zbudowana misternie z drzewa i spoczywająca na fundamencie z rogów dzikich zwierząt. Jej ściany zewnętrzne zdobią różne wizerunki bogów i bogiń — jak można zauważyć, patrząc z bliska — w przedziwny rzeźbione sposób; wewnątrz zaś stoją bogowie zrobieni ludzką ręką, w straszliwych hełmach i pancerzach każdy z wyrytym u spodu imieniem. Pierwszy pośród nich nazywa się Swarożyc [lub Radogost] i szczególnej doznaje czci u wszystkich pogan. Znajdują się tam również sztandary, których nigdzie stąd nie zabierają, chyba że są potrzebne na wyprawę wojenną, i wówczas niosą je piesi wojownicy." [Kronika Thietmara, wyd. Universitas 2012, str. 130-131]
Gdy Mieszko I przyjął chrzest i uznał religię chrześcijańską za obowiązującą w jego państwie, nie wszyscy książęta byli zachwyceni takim obrotem spraw. Mimo tego podkreślanego stale faktu, że uczynione to zostało za sprawą słowiańskich przecież Czechów, religia ta i wszystkie związane z nią obowiązki, niezmiennie kojarzone były z Niemcami. Najbardziej oporni w przyjęciu nowej religii byli właśnie Słowianie Połabscy, czyli ci, którzy do Niemców mieli najbliżej i którzy nieustannie z nimi wojowali. To dlatego państwo Mieszka I kończy się umownie właśnie na Odrze - Święty Związek Czterech Plemion (Wieleci) pozostał przy wierze przodków. Być może, z racji bliskości Niemców, rozumieli bardziej niż Mieszko, że przyjęcie nowej religii oznaczać będzie koniec wolności, a może po prostu nie uświadomili sobie ducha czasów i dlatego niewielu dziś o nich słyszało...? Patrząc na ich dzieje, odnosi się wrażenie, że spalili się we własnym ogniu. Coś dziwnego było w tych sojuszach kierujących się raz w stronę Sasów przeciwko Mieszkowi, a raz w stronę Polan przeciwko Sasom. Mimo tego braku jednolitego kierunku działań, pozostali bastionem starej wiary chyba najdłużej ze wszystkich plemion Słowiańskich.

Jeszcze bardziej na zachód własne tereny mieli też Obodrzyce (patrz mapka wyżej).
"Książę Nakon, brat Stojgniewa, poległego nad Raksą, zasłynął jako zjednoczyciel plemion obodrzyckich, czym znacznie wzmocnił swe państwo. Jednym z jego następców był Billug, o którym wypada szerzej opowiedzieć. Książę ten tym się różnił od reszty Połabian, że miast nienawidzieć chrześcijaństwa, ciekawił się tą nauką, jak gdyby nie wiedząc, że to przynęta niemiecka. Słuchał chętnie zakonników ze starogardzkiego klasztoru, odwiedzających nieraz jego dworzec. Byli to ludzie cisi, bezorężni, podobniejsi do uczniów św. Metodego niż do wojowniczych biskupów. Nigdy na dworcu książęcym nie słyszano równie pięknych opowieści jak te, które oni snuli opowiadając o swoim Bogu, aniołach i Świętych. Dodawali również (szczerze prawili, wierząc, że tak jest istotnie), iż przyjęcie chrześcijaństwa przyniosłoby księciu i jego krajowi ogromne korzyści. Wszyscy chrześcijanie są braćmi, dziećmi jednego Ojca Przedwiecznego, więc z momentem chrztu znika różnica między Słowianinem a Sasem. Pokój, wzajemna życzliwość zajmują miejsce dotychczasowej wrogości. Wiara prawdziwa to błogosławieństwo dla całego kraju.Póty mówili, aż wielki książę (choć nie dziecko przecie!) uwierzył ich słowom i został chrześcijaninem. Nie wiemy, jak go wołały ojce słowiańskie. Obce imię Billuga otrzymał dopiero na chrzcie. Nadał mu je biskup na pamiątkę pogromcy Słowian, komesa Hermanna Billinga. A tak, już na progu nowej wiary, naznaczono nowochrzczeńca piętnem służebnictwa.Szemrali, burzyli się poddani na postępek książęcy, na to imię niemieckie, na odstępstwo starych bogów. Gdyby Billug był księciem Wieleckim obieranym przez wiecowników, wiec pozbawiłby go tronu, lecz u Obodrzyców władza książęca była dziedziczna i nietykalna. Szemrali tym więcej, że nie sprawdziło się nic z pięknych zapowiedzi mnichów, ciężar zaś dziesięcin, jakie książę musiał płacić Kościołowi, okazał się ponad siły poddanych." [Troja Północy, Zofia Kossak, Zygmunt Szatkowski, wyd. 1960r. str.69] 
„Składano biskupowi z całej ziemi Wągrów albo Obodrzyców roczną daninę, która miejsce dziesięciny zastępowała, a mianowicie od każdego pługa miarę zboża, zwaną po słowiańsku kuritze [korzec], czterdzieści motków lnu i dwanaście sztuk pieniędzy czystego srebra. Prócz tego jeden pieniądz dla tego, który daninę wybierał. Słowiański zaś pług oznaczał to samo, co para wołów lub jeden koń." [Helmold, Kronika Słowian]
"Były to wielkie i niegodziwe ciężary. Niezależnie od nich lud płacił przecież wysokie daniny na utrzymanie książęcego dworu i wojska. A teraz biskupia danina: któryż rolnik mógł dać dwanaście sztuk srebra od pługa? Któryż rolnik posiadał srebro w ogóle? W braku pieniędzy poborca biskupi przeliczał należną sumę na zboże, płótno, skóry, miód, wosk albo trzodę. Przeliczał dowolnie i kończyło się zazwyczaj tym, że poborca odchodząc, zabierał wszystek dobytek rolnika. Nie mieliż ludzie narzekać, przeklinać książęcego odstępstwa? Ileż łaskawsze były stare bogi i żerce w lnianym odzieniu zadawalniające się tym, co ludzie przynieśli! Udręczeni rolnicy chodzili skarżyć się do świętego gaju." [Troja Północy, Zofia Kossak, Zygmunt Szatkowski, wyd. 1960r. str.70]  
Iwan Szyszkin 


„...obaczyliśmy między drzewami potężne dęby poświęcone bogu ziemi starogardzkiej [wagryjskiej] Prowemu, otoczone dziedzińcem. Dziedziniec opasywał parkan starannie z drzewa zbudowany, posiadający dwie bramy. ...to miejsce było świętością... Tam... lud tego kraju z kapłanem i księciem zbierali się zwykle na sądy. Wejście na dziedziniec było wszystkim zabronione, wyjąwszy kapłana i przynoszących ofiary lub tych, co byli w niebezpieczeństwie śmierci. Takim nigdy schronienia nie odmawiano. Taką zaś wielką cześć mają Słowianie dla swych bogów, że obrębu świątyń nawet w czasie wojny krwią kalać nie pozwalają. Na przysięgę z trudnością się godzą w obawie, by przez krzywoprzysięstwo nie ściągnąć na siebie gniewu bogów... Słowianie... pomiędzy różnokształtnymi bogami, którym poświęcają pola, lasy, smutki swe i radości, wyznają także, że jest jeden Bóg, który w niebie innymi bogami rządzi... że inni wykonują tylko poruczone im obowiązki, że z jego krwi pochodzą i że każdy tym jest wyższy, im jest bliżej owego boga bogów." [Helmold, Kronika Słowian]
"Gdy bezlitosny poborca niemiecki opróżnił chlewy i gumna, po czym obrabowanym kazał ucałować krzyż, burzyła się w nich krew, zaciskały pięści. To nie byli barankowie zastrachani. Helmod kronikarz pisał o tym ludzie: „Aldenburg, który w języku słowiańskim Starogard, czyli stary gród, się nazywa, leży w ziemi Wągrów... To miasto, czyli kraj, był zamieszkały przez najdzielniejszych mężów słowiańskich... Miał za sąsiadów saskie i duńskie ludy i wszystkie wzajemne napady bądź sam naprzód czynił, bądź na sobie je przyjmował." Najdzielniejsi męże w gaju Prowego przykładali palące dłonie do kory, pokrywającej pokracznie skręcone pnie, i przysięgali zemstę." [Troja Północy, Zofia Kossak, Zygmunt Szatkowski, wyd. 1960r. str.71] "Ubodzy, cisi zakonnicy, którym zawierzył Billug, przestali odwiedzać dworzec książęcy. Za to pełno w nim było sług biskupich, podglądających, czy książę nie składa bogom obiaty, albo nie jada końskiego mięsa, o co oskarżała go żona. (Spożywanie koniny, należące do rytuału uroczystości pogańskich, było przez Kościół surowo zabronione i karane na równi z łamaniem postu.) Plemienni rodowcy i dawni druhowie Billuga odsunęli się od niego." [Troja Północy, Zofia Kossak, Zygmunt Szatkowski, wyd. 1960r. str.72]  
Przyjęcie chrześcijaństwa na nic się nie zdało obodrzyckiemu księciu Billugowi - więcej miał z tego kłopotów niż zysków. Niemieckim obietnicom dał się również zwieść jego syn Mściwój, który ze swoją wielką jak na owe czasy drużyną tysiąca wojów, ruszył wraz z cesarzem do Kalabrii, aby odbić ją muzułmanom. Przyobiecana "ręka księżniczki" nie czekała jednak na niego po powrocie, tym bardziej, że z tysiąca wojów powróciło zaledwie kilkudziesięciu. 
"Obrażony książę Mściwoj wzywa starszyznę. Mówi o doznanej zniewadze. To zniewaga całego plemienia. Żąda, by mu pomogli ją pomścić. Lecz słuchacze pozostają obojętni. „Sam tego chciałeś — powiadają — ulubiłeś sobie ród Sasów wiarołomny i chciwy. Słusznie teraz cierpisz." Nie znajdzie książę posłuchu wśród swoich, a zniewaga piecze. Co czynić? Wieleci nie cierpią Sasów. Wprawdzie między Wieletami a Obodrzycami częściej panuje nieprzyjaźń niż dobre stosunki, szczególnie obecnie, po przyjęciu chrześcijaństwa przez Billuga, lecz Mściwoj na to nie zważa. Udaje się do Redarów, choć przejmuje go lęk. Został chrześcijaninem, a świątynia Swarożyca to nie gaj Prowego, gdzie wiatr szumi wśród gałęzi, zaś świętego obrębu krwią kalać nie wolno. To Radogoszcz. (...)
Swaróg - Igor Ożiganow

U Wieletów o wszystkim postanawia wiec. W obliczu zwołanego wiecu książę obodrzycki opowiada swoją sprawę, wzywa do walki z Niemcami. Przypomina krzywdy i łupiestwo, przedstawia korzystne okoliczności, klęskę cesarza w Italii. Był tam, widział uchodzące, przerażone niedobitki! Jeżeli kiedy uderzyć, to teraz. Wiecownicy, kapłani, słuchają w milczeniu. O, ich nie trzeba zagrzewać do boju! Dla Redarów, Doleńców, Czrezpienian, Chyżan, nie masz piękniejszej pobudki nad zawołanie: Bij Niemców! Rozumieją korzyści obecnego położenia. Lecz milczą, bo nie ufają Mściwojowi. Niech wpierw zaprzysięgnie, że do chrześcijaństwa nigdy nie powróci. Bez wahania książę czyni, czego żądają. Wypiera się Chrystusa i Bogarodzicy, składa ofiarę przed posągiem Swarożyca. Przysięga na świętą ziemię, święty ogień, świętą wodę. Wtedy dopiero Redarowie wśród radosnej wrzawy wynoszą znaki bojowe z ciemnego wnętrza świątyni. Odstępca oddycha z ulgą.— Precz z Niemcami! Wyżenąć Niemców! Precz z chrześcijaństwem! To hasło leci lotem błyskawicy nad krajem. Nie ma radia, nie ma prasy, więc jak się rozchodzi? Wiatr je powtarza? Drzewa powtarzają, że Chrystus obalon, wrócą stare bogi? Jak by pękły tamy wstrzymujące powódź, jak by pożar ogarnął wysuszony bór — cały kraj staje na nogi. Dość, zadość ucisku, zdzierstwa, krzywdy, pomiatania! Dosyć przemocą narzuconej wiary! Wyżenąć Sasów! Szaleństwo ogarnia głowy, W każdym grodzie rzwą rogi bojowe, z każdego siodła wychodzą męże zbrojni w topory i maczugi. We wspólnym froncie łączą się wszystkie plemiona. Nawet Czesi rzucają się przeciw Niemcom, zdobywając Żytyce (dzisiejsze Zeitz). Ze wszystkich ludów połabskich tylko Łużyczanie i Serbowie nie biorą w powstaniu udziału. Reszta jak wezbrana rzeka wali na zachód, mordując po drodze wszystko co niemieckie. Zabijają Bogu ducha winnych księży i braci zakonnych. Palą kościoły, burzą klasztory, obalają biskupstwa, w grodach dzierżonych przez Sasów nie zostawiają przy życiu nikogo z załogi. Darmo przerażeni Teodoryk i Bernard usiłują stawić lawinie czoło, ściągają zewsząd oddziały. Próżne zabiegi. Sasów ogarnia panika. Pierzchają, a dowódcy z nimi." [Troja Północy, Zofia Kossak, Zygmunt Szatkowski, wyd. 1960r. str.74-77]  

Zaczęła się ta zbrodnia 29 czerwca [983r.]od wyrżnięcia załogi w Hobolinie i zniszczenia tamtejszej katedry. W trzy dni potem zjednoczone siły Słowian napadły, w chwili gdy dzwoniono na jutrznię, na katedrę brenneńską, która została założona trzydzieści lat wcześniej od magdeburskiej. Jej trzeci z kolei pasterz Folkmer uratował się na czas ucieczką, jej zaś obrońca Teodoryk wraz z rycerstwem ledwie uszli tegoż dnia przed wrogiem. (...) Cały skarb kościelny został rozgrabiony i wiele krwi się polało w sposób pożałowania godny. Zamiast Chrystusowi i jego zacnemu rybakowi Piotrowi zaczęto oddawać cześć różnym bożkom z diabelskiej herezji poczętym i tę żałosną zmianę pochwalali nie tylko poganie, lecz także chrześcijanie. W tym czasie wojska czeskie pod wodzą księcia Dedi zajęły i złupiły biskupstwo w Żytycach, wypędziwszy stamtąd pierwszego biskupa, Hugona. Po tych wypadkach Słowianie zniszczyli klasztor Św. Wawrzyńca w grodzie Kalbe, a następnie ścigali naszych, uciekających jak pierzchliwe jelenie. Nasze bowiem grzechy przydawały nam strachu, a im męstwa. Książę Obodrzyców Mściwoj spalił i spustoszył Hamburg, gdzie niegdyś była siedziba biskupia. (...) Gdy już wszystkie miasta i wsie aż do rzeki zwanej Tongerą padły ofiarą niszczycielskiego ognia i rabunku, nadciągnęło od strony Słowian więcej niż trzydzieści pieszych i konnych oddziałów, które z pomocą swoich bożków, przy dźwięku poprzedzających je rogów, nie zawahały się przed spustoszeniem reszty, same nie ponosząc żadnej straty." [Kronika Thietmara, wyd. Universitas 2012, str.50-51]
"Zwycięstwo ich jest całkowite, lecz nie będzie długotrwałe. Osiągnęli cel, wyparli Niemców za Łabę za Limes Sorabicus, naznaczoną niegdyś przez Karola Wielkiego. Cóż zdawałoby się ważniejszego teraz, jak nie dopuścić, by nieprzyjaciel tę linię przekroczył znowu? Gdybyż w upojonym powodzeniem tłumie znalazł się jeden mąż na miarę polańskiego Mieszka! Jeden wódz, co by umiał przewidywać! Gdyby wtedy w r. 983 zwycięskie plemiona słowiańskie przyjęły chrzest od Czech lub Polski, a brzegi Łaby zmieniły w obóz warowny! Jakże inaczej potoczyłyby się dzieje! Lecz to nie przychodzi im do głowy. Wypędzili wroga i zadowoleni wracają do domów, by tam podejmować zwyczajne swe sąsiedzkie spory. Tak kończy się pierwsze wielkie powstanie pogańskie Słowian." [Troja Północy, Zofia Kossak, Zygmunt Szatkowski, wyd. 1960r. str.80]  
W ten sposób podsumowała jedną ze swoich opowieści Zofia Kossak. Nie podoba mi się ta konkluzja, ale czytając cytowaną wyżej książkę, szybko zorientowałam się, że podobnie tendencyjnych wniosków będzie w niej całe mnóstwo. Niemniej jednak jest to naprawdę wyjątkowe dzieło. Czytam te historie, odkrywając nieznane mi zupełnie dzieje tych ziem.