Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kult Bogini. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kult Bogini. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 18 sierpnia 2013

Obiecałam legendę, a więc czas na morskie opowieści.

Od momentu, gdy jakiś czas temu przeczytałam przepiękną powieść pt. "Mgły Avalonu" Marion Bradley, a następnie zanurzyłam się w świat Białej Bogini Roberta Graves'a, mam wrażenie, że wszędzie widzę elementy zapomnianego kultu, w którym wszechobecne niegdyś kapłanki Bogini otaczano czcią. Nie była to pierwsza książka, która wskazała mi na ten właśnie brakujący element dziejów ludzkości, ale pierwsza, która uczyniła to tak spójnie i przekonująco, zbierając wszystkie porozrzucane okruchy w jedną całość. Oczywiście "Mgły Avalonu" nie są książką naukową; to wyłącznie fascynująca fabuła oparta o legendę i kilka potwierdzonych historycznie faktów. Jednak mam wrażenie, że powieść "przyszła" do mnie w odpowiednim momencie, a wszystko, co zebrałam potem było już wręcz lawiną obrazów i tekstów. 
Odczucia, o których wspominam, naszły mnie również, gdy na nadmorskim deptaku, czytałam legendę o Juracie. Królowa Bałtyku Jurata jest bohaterką wielu morskich opowieści - jest zarówno wrażliwa, łagodna i mądra, jak i kapryśna, zazdrosna i porywcza. Wypisz wymaluj przypomina boginie z greckich mitów, nieprawdaż? Zapominamy, że i Słowianie mieli swoich kapryśnych bogów i boginie. Oceńcie zresztą sami, czy opowieść ta nie nawiązuje do czasów, w których matriarchalne wspólnoty traktowano z należytym szacunkiem? 

Zapraszam do krainy baśni i legend ;)

_____________________________________________________________

LEGENDA O JURACIE

Od dawien dawna prowadził przez ziemię polską handlowy szlak zwany ,,bursztynowym". W pierwszych wiekach naszej ery przybywali tu kupcy rzymscy po bursztyn, zwany wówczas jantarem, który często ceniony był wyżej niż złoto. Jeszcze przed panowaniem księcia Mieszka I i jego syna króla Bolesława Chrobrego zaczęli przyjeżdżać kupcy z Dalekiego Wschodu. Od XV w. zasłynęły w ówczesnym świecie gdańskie wyroby z bursztynu.
Przez długie wieki wspomagał on rybaków w latach „chudych", kiedy sieci bywały puste, a szalejące wichry zalewały brzegi, niszcząc łodzie i sieci, a czasem i niejedną rybacką checz. Zbierane wtedy okruchy tego złocistego morskiego kamienia, wyrzucanego przez fale z dna Bałtyku, znajdowały chętnych nabywców, jednych bogacąc, ratując innych od widma głodu. Ale ludność nie wiedziała, skąd się ,,to cudo" bierze. Wierzono, że dzieje się to za sprawą walki dobrych duchów ze złymi. I tak powstała baśń o pięknej Juracie i zemście boga Perkuna. 


Na dnie Bałtyku, w okolicach dzisiejszego Półwyspu Helskiego, miała swój piękny złocisty pałac królowa boginek morskich Jurata. Była to dobra królowa. Nie pozwalała boginkom swawolnymi psotami wyrządzać żadnej szkody rybakom. Choć pracowali ciężko, byli biedni, połowy mieli skromne i głód często zaglądał do ich checzy. A były one nędzne, bez okien, okopcone dymem wydobywającym się przez dziurę w dachu z tlącego się dzień i noc ogniska. 
Pewnego razu królowa zapragnęła pokazać swoim dworkom ciężką pracę rybaków. Opuściła więc swój wspaniały zamek i ukryła się z nimi w kępie nadmorskich krzewów w pobliżu miejsca, skąd zwykle wyruszali na połów.
— Spójrzcie — rzekła — przed rozpoczęciem połowu składają bogom ofiarę. Sami nie są syci. a jednak każdy z nich choć po najmniejszym kawałeczku podpłomyka rzuca do morza na przebłaganie bogów za popełnione winy i z prośbą o obfity połów. Czyż nie są to dobrzy ludzie?
— To może im pomożemy? — zapytała najmłodsza boginka. 
— Ależ tak, tak — zakrzyknęły pozostałe. — Trzeba im pomóc. Ty, o pani — zwróciły się do Juraty — jesteś królową, masz moc czarnoksięską, spełnimy wszystkie twoje rozkazy. 
Uśmiechnęła się piękna Jurata i rzekła:
— Zaczarujemy bezmyślne wichry, które burzą toń morza i zatapiają łodzie. Każda z was wypłynie na powierzchnię wody i będzie śpiewać pieśni o miłości. Wichry, wsłuchując się w nie, polecą za wami, a wy popłyniecie daleko od miejsca, w którym rybacy będą łowić ryby. 
Dziwili się później rybacy, że złagodniały fale, nie szarpią już i nie wywracają ich skromnych maleńkich łodzi, sieci są ciężkie od ryb i nikt już nie wraca z pustymi rękami do checzy. Co silniejsi i młodsi łowili nawet we dnie i w nocy. A kobiety płatały dorsze, śledzie i flądry, suszyły je w słońcu, wędziły lub soliły na zapas w przepaścistych i do tej pory pustych beczkach.
— Posłuchajcie mnie, ojcowie — powiedział jednego razu najmłodszy, ale mądry i pracowity rybak zwany Tosiem. — To nie są zwyczajne połowy, ktoś nam pomaga. Ale kto?
— Rację ma — odrzekli starsi — może to rusałki, a może jakieś dobre bóstwo Morza? 
— Boginek i rusałek się wam zachciało — zajazgotały białki — my już wam nie wystarczamy, co? 
— Głupie — ofuknął je stary Ksander. — Macie syte brzuchy, to się już wam w tych owczych łbach poprzewracało. Trzeba coś postanowić... Rozpalmy święty ogień na brzegu przy pełni księżyca, a jako ofiarę nieznanym mocom niechaj każdy rzuci nań najtłuściejszą rybę z ostatniego połowu. Jeśli ofiara zostanie przyjęta, ogień buchnie ku niebu, przecie ktoś się pojawi. Ino się nie strachajcie. Będziemy śpiewali stare święte pieśni — nie stanie się nam krzywda. Drzewiej, za moich dziecinnych lat, taki był zwyczaj. 

Autor zdjęcia: Waldemar Książkiewicz

Rybacy zrobili dokładnie tak, jak poradził im stary Ksander. Kiedy ogromny rumiany słoneczny podpłomyk pogrążył się w falach morza, a na jego miejsce powoli wytaczał się pyzaty roześmiany księżyc, rozpalili przygotowane ognisko. I choć ufali starcowi, serca ich biły niespokojnie. A nuż się dobre bóstwo obrazi? Z wielką żarliwością, wzbudzając w sobie wiarę i nadzieję, rozpoczęli błagalne śpiewy.
W pewnej chwili rozwarły się fale morza i wynurzyła się z nich młoda, nadzwyczajnej urody dziewczyna. Zamilkli, trochę zdziwieni, trochę przestraszeni. Stali niepewni, nie wiedząc, co teraz będzie z nimi.
— Nie lękajcie się — ozwała się ona melodyjnym głosem. — Jestem królową tej wody. Na jej dnie mam pałac i wiele wiernych boginek. Odkąd tu zamieszkałam, poznałam waszą ciężką pracę i mizerne życie. Przekonałam się, że jesteście ludem uczciwym. I dlatego postanowiłam wam pomóc. Niczego w zamian nie żądam.
Dookoła ogniska przez dłuższą chwilę panowała cisza. Nagle z tłumu wysunął się młody piękny rybak Toś i patrząc śmiało na królową postąpił ku niej kilka kroków. Pokłonił się nisko i rzekł:
— Miłościwa pani, nawet nie znamy waszego imienia, a chciałbym ułożyć pieśń na waszą cześć. Jako podziękowanie będziemy ją śpiewać przed każdym wypłynięciem na połów.
Podobała się królowej odwaga rybaka, odparła więc łaskawie:
— Zwą mnie Jurata albo Bursztynka. Tobie zaś dziękuję za dobre chęci. Z przyjemnością będę słuchała tej pieśni — i uśmiechnęła się" tak słodko, że aż rybakowi zabiło gwałtownie serce.
Połowy nadal były obfite, a rybacy składali królowej swoje skromne dary i śpiewali pieśń, którą ułożył młody rybak. Wnet zrozumieli, że zakochał się w niej bez pamięci. Ale nie bali się o jego los, bo wiedzieli, że Jurata ma dobre serce.


Rybacy nie spodziewali się, że pieśń tę usłyszy nie tylko Jurata, ale i Perkun, potężny bóg Morza i Ziemi. Postanowił on przekonać się, czy rzeczywiście Jurata jest tak piękna, jak śpiewają rybacy. Kiedy przybył do podwodnego pałacu, zakochał się w Juracie od pierwszego wejrzenia.
— Jurato! — zawołał — jak to się stało, że do tej pory ciebie nie widziałem? Nie spotkałem nigdzie?
— Nie interesowałeś się, panie, biednymi — odrzekła śmiało królowa. — Gdybyś postąpił tak jak ja, śpiewaliby i o tobie. 
— Nie potrzebuję ich śpiewu — odparł dumnie. — Pragnę ciebie. Jestem bogiem i mam władzę nad całą ziemią. 
— Właśnie — odparła — żądza władzy przesłoniła ci dobro tego ludu. Ale ja — nie pokocham ciebie, panie. Moje serce należy do młodego rybaka i tylko jego poślubię. 
— Szalona! — krzyknął rozgniewany Perkun. — Zastanów się! Daję ci pięć dni do namysłu. Jeśli odmówisz, moja zemsta spadnie na ciebie, na rybaka i jego ziomków. — To powiedziawszy odpłynął wśród wzburzonych fal. 
Młody rybak także pokochał gorąco królową, ale nie śmiał jej wyznać swego uczucia, zresztą od owego wieczoru nigdy już jej nie spotkał, chociaż codziennie śpiewał swoją pieśń, pełną miłości i tęsknoty. Ale oto pewnego razu, wracając samotnie z połowu, ujrzał Juratę siedzącą przy dogasającym ognisku na morskim brzegu. Serce zabiło mu gwałtownie i nie mógł opanować drżenia rąk, gdy wyciągał łódkę na piasek.
— Czego się lękasz? — zapytała królowa — miłości? To najpiękniejsze uczucie. Ja też cię pokochałam od pierwszego spotkania. Czy poszedłbyś ze mną do pałacu? A może masz rodzinę? Żonę? Matkę?
— Nie, pani — wyjąkał Toś — jestem samotny, całkiem samotny... 
— Nie jesteś już samotny, masz mnie. Ale śpieszmy się! Zostaw sieci i łódź na brzegu. Bóg Perkun dał mi tylko pięć dni do namysłu. Czy zechcesz je spędzić ze mną? 
— O, moja ukochana królowo! Tak! Tak! — zawołał rybak. 
— Ale pamiętaj, że po upływie tego czasu oboje zginiemy. 
— Niech się tak stanie! 
Wtedy Jurata objęła go za szyję i pierwsza złożyła pocałunek na jego ustach. I popłynęli do cudownego jantarowego pałacu na dnie Bałtyku. 

Autor: Yaroslav Gerzedovich "Sea Queen and Sailor"

Królowa opowiedziała boginkom o rozmowie z bogiem Perkunem i o swoim postanowieniu. Każda z nich, gdy zechce, może opuścić pałac, te, które pozostaną — zginą wraz z nią. Zdecydowały, że zostaną wszystkie. 
Perkun po upływie pięciu dni dowiedział się całej prawdy o królowej i młodym rybaku i wówczas uderzył potężnym piorunem w podwodny pałac Juraty. Zginęła Jurata, zginął młody rybak i wszystkie boginki morskie. Cały pałac, zbudowany ze złocistego kamienia, rozsypał się w gruzy. Woda wzburzona wściekłością Perkuna wyrzucała jego okruchy na morski brzeg.
Zdziwieni i przerażeni rybacy nieprędko odkryli prawdę. A kiedy zrozumieli, że oto ich ukochana opiekunka i mądry młody rybak zginęli, aby swoją śmiercią zapewnić im życie - z wdzięczności nazwali swoją osadę - Jurata, a złocisty kamień - bursztynem. 

Autor zdjęcia: kasiafo


niedziela, 14 lipca 2013

U zarania dziejów - mityczne dzieje ludzkości.


MITYCZNE EPOKI HEZJODA


Dziewięć wieków p.n.e. grecki poeta Hezjod opisał w jednym ze swoich dzieł cztery mityczne epoki. Hezjod należał prawdopodobnie do grona aojdów, czyli kogoś w rodzaju bardów, znanych nam również z opowieści celtyckich. Robert Graves w swoim dziele "Biała Bogini" nadaje bardom dużo większe znaczenie niż przyjęło się twierdzić. Określa ich on mianowicie jako strażników prawdy, którą, mieli za zadanie przekazując w pieśniach, ukryć tak skutecznie, aby była ona dostrzegalna tylko przez tych, którzy są na nią przygotowani. Nadaje im więc funkcję wręcz mistyczną.

Hezjod żył w innych czasach niż celtyccy bardowie, o których wspomina Graves. Niemniej jednak śmiem twierdzić, że średniowieczne skrzywienie, które utrwaliło obraz barda jako wiecznie pijanego, rozwiązłego i tchórzliwego pieśniarza, wyrządziło wiele krzywdy tej profesji, którą w zamierzchłych czasach otaczano najprawdopodobniej czcią równą kapłanom i mistykom.

Trzeba tu również pamiętać o jednej istotnej sprawie. W starożytności, to słowo było ważniejsze od pisma. W dzisiejszych czasach otoczeni jesteśmy niewyobrażalnie ogromną ilością tekstów. Sztuka gawędziarska zanikła niemal zupełnie. Ja sama często łapię się na tym, że mam problem z przekazaniem bardziej rozbudowanych opowieści (o bajkach na dobranoc nie wspominając). Dużo łatwiej idzie mi ze słowem pisanym. To trochę tak, jakbym w momencie, gdy zaczynam mówić, przestawała słyszeć swoje myśli - gubię wątki, brakuje mi słów. Myślę jednak, że jest to kwestia treningu... po prostu na co dzień piszę więcej, niż mam okazję opowiadać...
Wracając jednak do Starożytnych, należy pamiętać, że dawniej wiedza była przekazywana przede wszystkim ustnie. Zwróćmy uwagę choćby na szkoły talmudyczne, gdzie jeszcze na początku XX wieku, chłopcy uczyli się na pamięć ogromnych ustępów z Tory. Nie wiem jak jest teraz; myślę, że podobnie. Technika ta była związana przede wszystkim z rytmem nauczanych tekstów. Każdy przecież wie, ze łatwiej nauczyć się rymowanego lub tylko rytmicznego wiersza, niż dwóch stron tekstu napisanego prozą. Spotkałam się również z hipotezą, że płyta nagrobna Pacala, była czymś w rodzaju ściągi, dla recytowania historii dziejów tamtejszych ludów. Opisał to Maurice Cottrell w książce "Superbogowie". Swoje badania oparł na równo ściętym jednym z narożników tej płyty. Może kiedyś jeszcze wrócę do tego wątku.
Wygląda więc na to, że technik związanych z zapamiętywaniem długich i rozbudowanych tekstów było znacznie więcej i były one znane starożytnym, tak samo jak i nam. Szkoda tylko, że oni te techniki wykorzystywali na co dzień, a my już niekoniecznie. Jedną z takich technik pamięciowych była z całą pewnością pieśń i tu wracamy już do Hezjoda i tego co jednak na szczęście spisano.

ZŁOTY WIEK



  
"(...) a ty nie zapomnij mojego wywodu: Że i bogowie i ludzie z jednego wywodzą się rodu. Najpierw stworzyli na ziemi szerokiej niebiescy bogowie To pokolenie, co złotym ludzkości okresem się zowie. Żyli ci ludzie w tym czasie gdy Kronos królował na niebie, Żyli zaś niby bogowie nie będąc nigdy w potrzebie, Pracy ni trudów nie znając, ni cierpień przykrej starości, Ani w nogach ni w rękach nie tracąc młodzieńczej świeżości. Żyli w dostatku radośnie, od wszelkich cierpień z daleka, Śmierć zabierała ich z ziemi jak sen łagodny tak lekka." [Hezjod, Praca i dni]

"Ludzie z tej rasy żyli niczym bogowie. (...) Po śmierci przeobrażali się w geniuszy - dobrowolnych strażników opiekujących się żywymi. Przynosili ludziom szczęście, byli patronami muzyki i pomagali w utrzymaniu sprawiedliwości, jeśli postępowano zgodnie z ich duchowymi radami." [Murry Hope, Tradycja grecka] 

Czy słowa Murry Hope nie przypominają wam buddyjskiej idei bodhisattwy, czyli tego, który z własnej woli nie staje się po oświeceniu częścią Boskiej Światłości, lecz wraca na ziemię, aby nauczać i opiekować się ludzkością...?

A co na to pokrewny buddyzmowi hinduizm ? Czy to przypadek, że przywykliśmy traktować informacyjno-mistyczny przekaz obydwu tych religii z szacunkiem, przynależnym starcom?

"Hindusi wyróżniali trzy światy: świat Boga, świat materialny i świat duchowy. Ich istnienie miało się dzielić na trwające 5000 lat epoki wzrostu i zagłady świata, te zaś z kolei na cztery krótsze okresy, w których duchowość zamierała w wyniku działania sił natury. Na początku dwoje bogów zstąpiło ze świata duchowego i przyjęło materialną postać. Świat był wówczas piękny i wolny od zanieczyszczeń. Na ziemi nastał raj, Złoty Wiek. Smutku jeszcze wówczas nie było. Bogowie rozmnażali się, zaludnili swój ląd i cieszyli się owocami ziemi. Po upływie 1250 lat liczba ludności wzrosła na tyle, ze nie starczało miejsca na nowe gospodarstwa. Ludzie zaczęli więc migrować. Wtedy narodził się smutek, bo wieka rodzina musiała się podzielić; po raz pierwszy pojawiły się łzy" [Maurice Cottrell, Superbogowie]


SREBRNY WIEK



"Drugie wnet pokolenie stworzyli niebiescy bogowie Dużo gorsze, co srebrnym ludzkości okresem się zowie Wzrostem ani zdolnością złotemu nierówne już przecie Wtedy synowie przy matce troskliwej przez całe stulecie W domu chowali się, nigdy nawyków dziecięcych nie tracąc. A gdy dojrzeli na tyle, by żyć samodzielnie już zacząć, Żyli przez okres króciutki znosząc z swej winy cierpienia (...)" [Hezjod, Praca i dni]

Hezjod, żyjący w wiekach żelaznych nie kryje tu niechęci w stosunku do zniewieściałych w jego interpretacji mężczyzn. Wydaje się jednak, że już jego czasy zostały silnie wypaczone przez religie patriarchalne, przez co, nie potrafił on dostrzec siły, jaka drzemała w opisanych srebrnych latach ludzkości. Była to już niestety siła obca czasom Hezjoda, mająca swoje źródło w lunarnych kultach matriarchalnych.

"Ludzie tej rasy byli głównie rolnikami, wegetarianami, nie lubili wojen i dożywali w zdrowiu sędziwego wieku. (...) Nie składali też ofiar Zeusowi, co rzecz jasna gniewało boga do tego stopnia, ze w końcu zniszczył ich strącając w głąb ziemi. Pojawiali się potem w innych mitach jako rasa podziemna, której oddawano swoistą cześć. Wiek srebrny odnosi się w niektórych badaniach do kultury minojskiej, a w każdym razie do tego wczesnego okresu, kiedy w Europie i na Środkowym Wschodzie dominowały kulty bogiń." [Murry Hope, Tradycja Grecka]

"Pod koniec srebrnego wieku ludzie zapomnieli o swych korzeniach i zaczęli się uważać za osobne rodziny i plemiona."[Maurice Cottrell, Superbogowie]

Czy nie trąca to nieco Wieżą Babel, kojarzoną powszechnie z karą bogów za "grzech" ciekawości, głupio nazwanym zresztą grzechem pychy? Czy i ten mit padł ofiarą dziejowego "głuchego telefonu" ?


WIEK BRĄZU LUB WIEK MIEDZIANY





"Zeus pokolenie też inne - spiżowych ludzi - na świecie Stworzył z jesionu, gwałtowne i silne srebrnemu już przecie w niczym nierówne, bo ono jedynie w krwawe wyprawy Wojnę i przemoc wierzyło ze zboża nie jedząc potrawy. Serca zaś mieli ci ludzie niezłomne, jak gdyby ze stali; Wzrostem potężni i siłą - żądzą utarczek pałali" [Hezjod, Praca i dni]

"Według niektórych podań ludzie ci wyginęli wyrzynając się nawzajem. (...) Hezjod podaje własny wariant mitu pisząc, że zanim nastał wiek żelazny, Zeus stworzył rasę boskich herosów - do nich należeli bohaterowie wojen trojańskiej i tebańskiej. Byli sprawiedliwsi i lepsi od ludzi wieku miedzianego, zaś po śmierci odchodzili na Wyspy Szczęśliwe, które opasywał swoimi ramionami Okeanos." [Murry Hope, Tradycja Grecka]

"Sąsiedzi różnili się od siebie coraz bardziej i wkrótce nastąpił Wiek Miedzi, w którym dawanie zastąpił handel. (...) Ludzi przybywało i potrzebowali coraz więcej żywności, więc zaczęli zabijać zwierzęta. Ziemia została podzielona na gospodarstwa ogrodzone płotami (...)" [Maurice Cottrell, Superbogowie]


WIEK ŻELAZA czyli Fortuna Imperatrix Mundi



"Wtedy też Zeus pokolenie znów inne stworzył śmiertelnych, Którzy obecnie mieszkają na ziemi, co plony nam niesie. Obym ja nie żył obecnie w tym ludzkości okresie! Wcześniej wolałbym ja umrzeć lub później urodzić się przecie, Bo pokolenie żelazne, obecnie żyjące na świecie, W trudach i znojach ni we dnie nie w nocy na chwilę nie spocznie, Ciężkie zaś troski bogowie zsyłać im będą naocznie" [Hezjod, Praca i dni]

"Żelazny wiek określa się generalnie jako epokę, w której dominuje nędza, zbrodnia, oszustwo i okrucieństwo, a człowiek za nic ma przysięgi, sprawiedliwość i cnoty." [Murry Hope, Tradycja Grecka]


"W Rigwedzie i Mahabharacie czytamy, że obecny Wiek Żelaza (Wiek Kali) rozpoczął się od śmierci Krishny, który ma ponoć wrócić na białym koniu (?!;) jako bóg Kalki, aby przygotować kosmiczne odrodzenie po zagładzie planety w ogniu i potopie, podczas krótkiego okresu zwanego Wiekiem Rozwiązania. Na końcu każdego cyklu między zagładą jednej epoki i stworzeniem następnej, Wisznu śpi na wężu nieskończoności imieniem Ananta, a jednocześnie unosi się w powietrzu jako ptak Garuda. Będąc pośrednikiem między tymi dwoma Wisznu ukazuje swoją moc." [Maurice Cottrell, Superbogowie]


PODSUMOWANIE

Podobieństwa między przedstawionymi wersjami dziejów są zbyt duże, aby pominąć je milczeniem. Widać wyraźnie, że Hezjod opierał się na historiach, już w jego czasach, znanych zapewne od wieków. Daniken twierdzi, że Hezjod korzystał ze źródeł egipskich. A z jakich źródeł korzystali Egipcjanie? Czyżby, z rozpalających wyobraźnię swą plastycznością opisów, hinduskich eposów? A może po prostu wszyscy mieli tych samych nauczycieli dawno, dawno temu...?
Nasza teraźniejszość była kiedyś przyszłością, a będzie przeszłością dla kolejnych pokoleń. I błędem byłoby przyjęcie trwałego założenia, że jakaś przyszła cywilizacja technologiczna, opisując tę przeszłość, posłuży się znanymi nam pojęciami. Użyje raczej własnych, a nasze czasy staną się legendą. Dlatego warto nieść pamięć o tym, że:
"Who controls the past controls the future: who controls the present controls the past." [George Orwell, 1984]

"All of this has happened before and will happen again" [Battlestar Galactica, 2004]

ponieważ współczesna popkultura również może być źródłem wartościowych wniosków.

piątek, 21 czerwca 2013

Mechanizm z Antykithiry - w hołdzie Wiekom Srebrnym

Dziś opowieść zasługująca na szczególną uwagę. Nieczęsto bowiem trafiają się znaleziska namacalne, które sprawiają, że chcąc nie chcąc, nawet oficjalna nauka musi zaakceptować, to czego  nie może sklasyfikować, przyporządkować i umieścić w stosownej szufladce.

Na początku XX wieku w pobliżu wyspy Antykithiry nurkowie natknęli się na wrak starożytnego okrętu, w pobliżu którego zlokalizowano mnóstwo archeologicznych skarbów. Wśród posągów, amfor i innych artefaktów, najbardziej niesamowitym znaleziskiem okazał się mocno skorodowany przyrząd z brązu, składający się z systemu kół zębatych. Do czasów XVIII-wiecznych zegarów i mechanizmów zegarowych, nie znano urządzeń o podobnym stopniu złożoności. 

Naukowcy, jak to zwykle bywa, wysnuwali przez dekady, przeróżne hipotezy. Sprawę komplikował jednak stan artefaktu, który wykluczał bardziej bezpośrednie badania i ingerencję w samą bryłę. Przez wiele lat wszystkie hipotezy opierały się więc na przypuszczeniach. Tak naprawdę, jego zastosowanie odkryto dopiero w ostatnich latach, wykorzystując nowoczesne, nieinwazyjne techniki badawcze.
"Jakość wykonania zadziwia. Nagle dostrzegamy litery starożytnej greki wyryte na powierzchni metalu. W greckich młynach stosowano wprawdzie drewniane tryby, ale odkrycie metalowej przekładni zębatej, było dla ówczesnych badaczy wstrząsem". 
Były to słowa astronoma, prof. Mike'a Edmundsa, który w roku 2000, a więc po 100 latach od jego wydobycia z morskich głębin, powołał międzynarodowy zespół, aby wyjaśnić tajemnicę artefaktu. W skład grupy weszli astronomowie, historycy nauki i matematycy.

 
Historię rozszyfrowywania mechanizmu z Antykithiry opowiada świetny dokument, emitowany na PLANETE+, który spróbuję tutaj streścić. Jeśli chcecie możecie go również obejrzeć na YouTube. Tam jednak filmy pojawiają się i znikają w zależności od zacięcia "właścicieli" praw autorskich, dlatego wolę go sobie zanotować.

W latach 70' w badania wraku zaangażowany był również Jaques Cousteau, który odkrył kolejne skarby, w tym sporo ceramiki, monety z brązu i srebra, posążki z brązu oraz drzewo - budulec okrętu, którym, zdaniem Cousteau była rzymska galera. Dzięki monetom określono wiek statku oraz całego wydarzenia na ok. 50-70r. p.n.e. Statek płynął zapewne z greckich koloni w Azji Mniejszej - z Pergamonu albo z Efezu. Był mocno przeciążony i zatonął prawdopodobnie podczas sztormu. Jego wrak spoczywał na głębokości przeszło 40 m.

Ale wróćmy do naszej archeologicznej perełki. Pierwsze badania z wykorzystaniem X-Ray przeprowadzone w latach 50' wykazały, że wewnątrz mechanizm składa się z 27 trybów. Już wtedy zidentyfikowano górną tarczę (tryb) ze 127 ząbkami oraz liczbę 235. Obydwie z tych liczb miały ogromne znaczenie w greckiej astronomii. Postawiono więc tezę, że przyrząd mógł być wykorzystywany do obserwacji ruchów Księżyca, gdyż liczba 235 była kluczowa w obliczaniu cyklów Księżyca. Znajomość faz Księżyca umożliwiała starożytnym wybranie odpowiedniej pory na zasiew, wojnę, przygotowanie ceremonii religijnych oraz nocne podróże. Fazy Księżyca odgrywały jednak przede wszystkim zasadniczą rolę w kulcie Bogini. Mogłoby to sugerować, że urządzenie jest znacznie starsze i należałoby je przyporządkować co najmniej do matriarchalnej kultury minojskiej lub jeszcze starszej. Pominięto jednak ten wątek w filmie i skupiono się na zaawansowanej greckiej matematyce i astronomii, która, jak to się oficjalnie uznaje, była dziełem  samych Greków. Uparcie wyklucza się bowiem traktowanie ówczesnej wiedzy, jako schedy po Przodkach. Jako, że jacykolwiek Przodkowie nie pasują do wypakowanych już po brzegi szufladek współczesnej nauki.

Grecy wiedzieli, że odstęp między kolejnymi nowiami wynosi ok. 29,5 dnia. Przy takiej kalkulacji 12 miesięcy daje 354 dni, czyli o 11 mniej w stosunku do kalendarza słonecznego. Starożytni byli jednak świadomi że 19 lat słonecznych odpowiada prawie dokładnie 235 miesiącom kalendarzowym. Górna tarcza obrazowała więc cykl 19-letni.

365*19= 6935       6935 / 29,5 = 235,0847...

A co ze 127 ząbkami trybu? Oprócz wiedzy na temat tzw. cyklu synodycznego (29,5 dnia od nowiu do nowiu) starożytni posiedli również wiedzę o cyklu  gwiazdowym, czyli pełnym obiegu Księżyca wokół Ziemi, który wynosi 27,3 dnia. Co to oznacza ? Ano, że w ciągu tych 19 lat Księżyc okrąża Ziemię 254 razy. Zamiast wycinać tak wiele ząbków konstruktor zredukował ich liczbę o połowę, do 127. Tym samym osiągnął ten sam efekt przy użyciu dodatkowego kółka.

365 x 19 = 6935    6935 / 27,3 = 254,0293...     254 / 2 = 127



W latach 50' nie odkryto jednak zastosowania największej tarczy, która zawierała 222 lub 223 ząbki. Tę zagadkę i kolejne, odkryto już współcześnie, przy zastosowaniu dużo bardziej zaawanasowanych urządzeń rentgenowskich. Na obrotowej podkładce umieszczono próbki. Aparat wykonał 3000 zdjęć z różnej perspektywy. Na podstawie tych zdjęć wykonano cyfrowy model mechanizmu z Antykithiry. Jego zaawansowanie i precyzja wykonania okazały się zdumiewające! W kompletnym urządzeniu, trybików było prawdopodobnie ok. 50-60
To odkrycie zmienia nasze wyobrażenie o starożytnych Grekach i historii technologii. To dowód, jak niewiele wiemy o pewnych wydarzeniach z II wieku p.n.e. w Grecji. [Tony Freeth, matematyk]
Kolejne możliwości przyniosła nowatorska technika z wykorzystaniem której powiększono niewyraźne inskrypcje, znajdujące się na powierzchni bryły. Wśród znaków odczytano liczbę 223. Według oficjalnej nauki ok. VII stulecia p.n.e. babilońscy astronomowie dokonali odkrycia. Zauważyli, że po 223 miesiącach, zaćmienia powtarzają się w bardzo podobny sposób. Umożliwiło to ich przewidywanie w okresie 18-letnim. Obecnie cykl ten nazywamy Sarosem. Po co babliońskim (i nie tylko) władcom potrzebna była taka wiedza, nie muszę chyba wyjaśniać? Podejrzewam również, że słowa "odkrycia" i "zauważyli" nie są w tym przypadku odpowiednie. Myślę, że wiedzę tę pielęgnowano przez stulecia, tyle, że w tym akurat okresie została wykorzystana, a raczej należałoby powiedzieć zeszmacona w ramach zwykłej polityki służącej do podtrzymania mitu boskości władców, jak w "Faraonie" Prusa.
Starożytni Grecy skonstruowali maszynę do przepowiadania przyszłości.  To niezwykłe, że na podstawie ówczesnych teorii naukowych potrafili stworzyć mechanizm, dzięki któremu obliczali zjawiska odległe w czasie. Mamy do czynienia z najstarszym komputerem na świecie.  [Tony Freeth, matematyk]
Naszemu współczesnemu zespołowi badaczy pozostało jeszcze tylko określenie, jak wyglądał wynik tych działań. Zagłębiając się w kolejne warstwy trójwymiarowych zdjęć rentgenowskich zauważono podziałkę oraz litery. Były one związane z prognozą zaćmień. Na zdjęciu obok widzimy zapis, na którym skupili się naukowcy. Pierwsza litera u góry to Sigma - greckie S, symbolizujące Selenę, boginię Księżyca. To oznacza zaćmienie Księżyca. Kolejną jest Eta, czyli H w alfabecie greckim, symbol Heliosa (Słońca) - wskazuje na zaćmienie Słońca. Symbol kotwicy to skrót słowa Hora (godzina). Oznacza to, że urządzenie przewidywało również konkretną godzinę zaćmienia. Dalsze odczytywanie znaków przy podziałce pokazało, że urządzenie informowało również o barwie Słońca lub Księżyca podczas zaćmienia (czerwony lub czarny).

Zastanawiano się jednak, jak konstruktor urządzenia uwzględnił fluktuacje dot. różnic prędkości z jaką Księżyc porusza się po elipsoidalnej orbicie wokół Ziemi (szybciej, gdy jest bliżej Ziemi i wolniej, gdy jest od niej dalej). Okazało się jednak, że i z tym poradził sobie starożytny konstruktor - jedno z kółek osadzonych na największym trybie poruszało się na trzpieniu. To rozwiązanie wywołuje zmienność ruchu jednego z trybów. Kiedy trzpień znajduje się poza szczeliną, koło zwalnia. Najlepiej jednak zobaczycie to w filmie (38 minuta).

Komplikacje z orbitą Księżyca i jej odwzorowaniem w mechanizmie zegarowym, są jednak jeszcze większe. Elipsoidalna orbita Księżyca nie jest bowiem nieruchomo zawieszona w przestrzeni. Obraca się powoli w cyklu 9 letnim. Starożytni Grecy obliczyli, że w ciągu roku wartość wykonanego obrotu wynosi 0,112579655. Na tych obliczeniach opierał się tryb wewnętrzny o 53 zębach. 

Skąd u starożytnych tak wysublimowana wiedza, z tego programu niestety się nie dowiemy. W filmie skupiono się przede wszystkim na liczbach, a kiedy doszukano się już wszystkich znajomych zależności, wówczas poprzestano na euforii podobnej tej, która towarzyszy ułożeniu obrazka z 5000 puzzli. Niby padają w filmie dające nadzieję słowa, które wyżej przytoczyłam, ale jednak pozostawiają one pewien niedosyt. Być może w skonstruowanie analizowanego mechanizmu faktycznie zaangażowany był Archimedes, jednak wiedza na której się oparł raczej nie pochodziła z I wieku p.n.e. Według mnie mnóstwo pytań pozostaje bez odpowiedzi...

współczesna rekonstrukcja mechanizmu z Antykihiry