Platońska historia o Atlantydzie jest kulą u nogi całej oficjalnej archeologii. Naukowcy męczą się z nią od lat. Niektórzy posunęli się nawet do pogardliwych oświadczeń, że "zbiór teorii dotyczących Atlantydy jest doskonałym materiałem do studiowania ludzkiego szaleństwa" (Franz Susemihl). Wszystko to tylko dlatego, że nie znalazł się dotąd żaden współczesny Schliemann, który swoimi odkryciami dowiódłby, że Atlantyda to nie tylko legenda.
W efekcie mamy naukową, ale mało wiarygodną wersję, jak to 2,5 tys. lat p.n.e. (to jeszcze epoka kamienia łupanego), "prymitywni" starożytni Egipcjanie zbudowali nieprymitywne piramidy, które do dziś zadziwiają zamkniętą w ich murach matematyką i astronomią. Skąd dysponowali tą wiedzą? Oficjalnie dowiadujemy się, że nastąpiło to w wyniku wytrwałych i systematycznych obserwacji nieba, w myśl zasady, że zawsze musiał być jakiś początek. To, że w tzw. okresie predynastycznym (przed 3000 p.n.e.) faraonowie i kapłani północnego Egiptu otaczani byli czcią przysługującą bogom, raczej się pomija. Właściwie dlaczego ludy północnego i południowego Egipt walczyły ze sobą przez kilka wieków? Może dlatego, że ich kultury różniły jak niebo i ziemia i dopiero ich wielowiekowa asymilacja sprawiła, że ostatecznie stały się jednym państwem? W oficjalnej archeologii przyjęło się twierdzić, że dopiero zjednoczenie południowego i północnego Egiptu spowodowało wielki rozwój tej cywilizacji. Czy aby na pewno był to jej rozwój, a nie schyłek?
W tym samym momencie (choć co do rzeczywistej daty tego "momentu" mam duże wątpliwości) w basenie Morza Śródziemnego pojawiły się inne zadziwiające cywilizacje. Na wyspie Krecie rozwinęła się kultura minojska z budowlami, których mieszkańcy Półwyspu Peloponeskiego mogli w tamtym okresie tylko pozazdrościć. Kreteńczycy posługiwali się kilkoma rodzajami pisma, w tym również pismem linearnym, które do tej pory nie zostało rozszyfrowane. Oczywiście, jak to zawsze bywa, przyszedł moment, gdy osłabiona cywilizacja kreteńska dała się zniszczyć najazdami zazdrośników z kontynentu - Mykeńczyków, czy jak kto woli Achajów. Takich zagadkowych, lecz mało ekspansywnych cywilizacji jak kreteńska, było znacznie więcej - miały własne pismo, własny system wierzeń i darzone były estymą przez okoliczne, bardziej prymitywne plemiona.
Kurz najazdów i wojen być może przykryłby wszystko, tak jak pustynia poradziła sobie ze Sfinksem, gdyby nie to, że największym "towarem" do zagrabienia w tamtym czasie była, oprócz "łupów" i bogactw naturalnych, po prostu wiedza. A skoro już ją zdobywano, to jednak potrafiła przetrwać kolejne stulecia. Zniekształcona jak w zabawie w "głuchy telefon", ale jednak...
Dzięki tej właśnie wiedzy, z pomroku dziejów wyłoniła się opowieść o miejscu, które nieustannie rozpala naszą wyobraźnię - opowieść o Atlantydzie.
"Posłuchaj Sokratesie, Opowieść bardzo dziwna, ale ze wszech miar prawdziwa. Opowiadał ją kiedyś Solon, najmądrzejszy spośród siedmiu mędrców. (...) Jest w Egipcie (...) powiat zwany Saityckim. W tym powiecie największym miastem jest Sais, skąd też pochodził i król Amasis. U nich tam nad miastem króluje pewne bóstwo, które się po egipsku nazywa Neith, a po grecku, jak oni mówią, Atena. Oni twierdzą, że bardzo lubią Ateńczyków i że w jakiś sposób są z nami tu spokrewnieni. Solon mówił, że gdy tam przyjechał, bardzo go tam zaczęto szanować. Dość że zaczął się rozpytywać o dawne czasy tych kapłanów, którzy najwięcej byli z tym obznajomieni, bo sam nic o tym po prostu nie wiedział i nie znalazł żadnego innego Hellena, który by o tym wiedział cokolwiek. I tak raz, pragnąc ich wyciągnąć na stówko o dawnych czasach, zaczął mówić o najdawniejszych dziejach naszych, o Foroneusie, którego pierwsze podania dotyczą, i o Niobie, a znowu o potopie opowiadał bajki, jak to przetrwali Deukalion i Pyrra, i wywodził pokolenia od nich pochodzące, i starał się przypomnieć sobie, ile to lat trwały te rzeczy, o których mówił, i starał się obliczyć lata.
Na to jeden bardzo stary kapłan powiedział: – Oj, Solonie, Solonie! Wy, Hellenowie, zawsze jesteście dziećmi. Nie ma starca między Hellenami. (...) – Młode dusze macie wszyscy – powiada. – Nie macie w nich żadnego dawnego mniemania, opartego na starych podaniach, ani żadnej wiedzy okrytej siwizną wieków. A przyczyna tego taka. Wiele razy i w różnym sposobie przychodziła zguba rodzaju ludzkiego i będzie przychodziła nieraz. Od ognia i od wody największa, a z niezliczonych innych przyczyn inne, krócej trwające. U was też mówią, że Faeton, syn Heliosa, zaprzągł raz konie do wozu ojca, a że nie umiał pędzić po tej samej drodze co ojciec, popalił wszystko na ziemi i sam zginął od pioruna. To się opowiada w postaci mitu, a prawdą jest zbaczanie ciał biegnących około ziemi i po niebie i co jakiś długi czas zniszczenie tego, co na ziemi, od wielkiego ognia. Wtedy ci, którzy mieszkają po górach i na wyżynach, i w okolicach suchych, bardziej giną niż ci, co mieszkają nad rzekami i nad morzem. (...) A kiedy znowu bogowie ziemię wodą oczyszczają i zalewają potopem, wtedy się ratują ci, co po górach krowy pasą i owce, a tych, co po waszych miastach mieszkają, rzeki spłukują do morza. (...) Nie wiecie nic ani o tym, co tu było, ani co u was było w czasach zamierzchłych. Te twoje rodowody, Solonie, i te historie, któreś opowiadał o tym, co u was, mało się różnią od bajek dla dzieci. Wy naprzód pamiętacie tylko jeden potop, a przed tym było ich wiele. Oprócz tego nie wiecie, że w waszej ziemi mieszkał najpiękniejszy i najlepszy rodzaj ludzi, od którego pochodzisz i ty, i całe wasze dzisiejsze państwo. Bo zostało wtedy trochę tego nasienia, ale wy o tym nie wiecie. (...) Później przyszły straszne trzęsienia ziemi i potopy i nadszedł jeden dzień i jedna noc okropna – wtedy całe wasze wojsko zapadło się pod ziemię, a wyspa Atlantyda tak samo zanurzyła się pod powierzchnię morza i zniknęła. "[Platon, Timaios]
Jedną z pierwszych usystematyzowanych publikacji, które przeczytałam na ten temat, była książka Murry Hope "Atlantyda - mit czy rzeczywistość". Wszystko, co przeczytałam wcześniej, czy to u Dänikena, czy u innych podróżników-pasjonatów, było dość chaotyczne i zbyt skrótowe. Ta pozycja jest znacznie szersza. Podejmuje próby, zarówno określenia przyczyn katastrofy, jak i opisania ewentualnych pozostałości po tej wielkiej cywilizacji, której ślady można znaleźć na wielu kontynentach.
Wśród wielu hipotez, do racjonalnej strony mojego umysłu, najbardziej przemówiła ta o przebiegunowaniu Ziemi, w wyniku zderzenia z jakimś ciałem kosmicznym: asteroidą lub kometą. Spowodowało to zmiany, w wyniku których mamy stan aktualny biegunów. W czasach, gdy Atlantyda była kwitnącą cywilizacją, biegun północny znajdował się jednak gdzieś w miejscu Zatoki Hudson, co z kolei oznacza, że tereny Antarktydy nie były pokryte lodem, a wręcz przeciwnie. Podobny, znacznie cieplejszy klimat panował wówczas na terenie obecnej Syberii. Hipotezę tę, uzasadnia się następująco:
jaskier bulwiasty |
"Hapgood opisuje mamuta, którego śmierć dopadła w momencie spożywania świeżego posiłku złożonego z jaskrów bulwiastych. Uważa się, ze mamuty żyły w czwartorzędzie i stały się gatunkiem wymarłym w plejstocenie. Niewątpliwie przyczyniła się do tego jakaś katastrofa, która spowodowała zmianę klimatu nieomal w ciągu jednego dnia. Sugeruje się, ze mamuty zadusiły się duszącymi gazami lub utonęły podczas powodzi. Dlaczego jednak w takim wypadku znajdowałyby się w środku pokrytego lodowcem rejonu? Muck twierdzi, że podczas czwartorzędu omawiany obszar, czyli północna Syberia, był całkowicie wolny od lodu, co oznacza temperaturę w granicach 4-5 st. Celsjusza, chociaż występowanie jaskru bulwiastego, o którym wspomina Hapgood, wskazywałoby, że była ona nawet wyższa. Świeże mięso znajdujące się w takiej temperaturze dłużej niż 3-4 dni niewątpliwie zaczęłoby gnić. Znajdowane obecnie zamrożone mamuty są w bardzo dobrym stanie i nie wykazują oznak rozkładu. Wskazuje to na bardzo szybkie oziębienie się klimatu po ich śmierci. Nie mógł tego spowodować dryf kontynentalny, lecz mogła to spowodować zmiana osi." [Murry Hope, Atlantyda - mit czy rzeczywistość, Wyd. Medium 1994, str.101-102]
Przywołany wyżej Charles Hapgood był autorem teorii, że nasza Ziemia co jakiś czas podlega nagłemu procesowi przesunięcia biegunów, na skutek oddziaływania ciał kosmicznych. Oficjalna nauka stoi na stanowisku, że zmiana biegunów jest to proces powolny i niezauważalny dla jednego pokolenia. Z kolei Otto Muck, był autorem książki "The Secrets of Atlantis", w której częściowo powoływał się na wspomnianą teorię, wskazując ją jako ściśle powiązaną z zatopieniem Atlantydy.
Do tematu Atlantydy z pewnością wrócę. Przewija się on, przez tak wiele czytanych przeze mnie książek, że nie sposób opisać go w jednym poście.